[Pierwsza strona? zakurzonego dziennika]
Poniedziałek, nie wiem, którego. 1940
Ale za to mogę stwierdzić, że jest zima, a konkretniej jej środek. I to po płatkach śniegu, które teraz w milionowej ilości zasypują domy, chodniki, bryczki. Czas beznadziejny dla szarych ludzi. Wszędzie idą gdzieś, na twarzy mają wymalowany cel, najczęściej praca, dom, typowe szczęśliwe, wspaniałe życie codzienne. Jak dobrze, że to dzieci nie dotyczy. Kobiet nie widzę. Ale... Ale to jest czas idealny dla mnie i reszty podopiecznych.
Opuszczam słodkobrzmiące początki typu "Wstałam i poczułam się zajebiście, słoneczko świeci." I tak nigdy czegoś takiego nie pisałam. A tak szczerze to po raz pierwszy w życiu piszę coś takiego, nie dlatego by zapisać gówno warte dla "przyszłych potomnych" informacje i anegdotki. Tylko jakieś ciekawe akcje które z czystej złośliwości czytałabym tylko ja. Jeżeli rzecz jasna wytrzymam to beznadziejne pisanie przy zakurzonym biurku. Ale wróćmy do samego dziennika.Jest o tyle ciekawie, że jest wzbogacone o "nadzwyczaj urocze dodatki" takie jak moja likantropia.
Dziś po raz pierwszy mam zamiar współpracować z grupą nefilim, jakkolwiek to dziwnie nie brzmi. Ciężkozbrojne istoty z ciekawym postrzeganiem tego świata i paczką umiejętności nabytej od kołyski, takie jak runy i zabijanie demonów. Uśmiecham się diabelsko pod nosem, myśląc o zapachu słodkiej krwi i posoki demonów, jaką mam dziś w nocy poczuć, doświadczyć na własnej skórze. A może sierści? Pełnia? - Owszem!
[ Kleks ] ...gać. A niech wciórniści ten atrament... Ręce mi się trzęsą. Jakby miało nadejść coś złego. Bzdu... [ ogonek od u przekreśla całą kartkę atramentową kreską. Widać ślady krwi i niebieskiego niezidentyfikowanego płynu, już dawno skrzepłe. ]
Luty, 1998
- Kim jesteś? - To pytanie było skierowane do osoby, która siedziała w ciemnym kącie, najdalej od grupki czarownic. Gdyby jakiś zagorzały wierzący spojrzał na nią, mruczałby pod nosem coś o szataniźmie i upadku obyczajów. Miała granatowe włosy i zbyt mocny jak na te czasy makijaż. Nawet ubrania były inne od tych, które się kupowało w sklepikach. Bardzo marnych zresztą.
Postać drgnęła i spojrzała na nie.
- Też sobie zadaję to pytanie. Ale mam wrażenie, że jestem jedną z cząstek tego świata, jednostką, która oddala się od społeczeństwa i robi z siebie Heglowskiego błazna...- odpowiada zaczepnie, nieco ironicznie.
- Dość! Nie gadaj głupot! - Krzyknęła postawna czarownica z fantazyjną czapką i tomem zaklęć pod ręką. Zmarszczyła brwi i dodała cierpko - Nie jesteśmy tutaj po to, żeby zastanawiać się nad sensem życia i innymi duperelami.
- No jak chcesz. Kojarzysz coś takiego jak filozofia?
- Mniejsza z tym!
- Uważasz, że to niepotrzebne? Dla...
- Jakiej rasy jesteś? - Ucina łagodnie dziewczę, niczym się niewyróżniające z tej grupki, siedzące po prawej stronie pięciokątnego stołu. Blondwłosa, łagodna czarodziejeczka. Utrwalamy stereotypy?
- Wilkołak.
- Co tu robisz?
- Egzystuję. - Odpowiada niespiesznie, patrząc bacznym wzrokiem na te istoty. Nie wyglądała na znudzoną ani zadowoloną.
- Jak masz na imię, ile lat? Jeżeli oczywiście możemy się zapytać. Jeżeli chcesz się dołączyć do tego instytutu...- zadała niepewnie pytania najchudsza z nich. Pstrokate ozdoby, ciemne woluminy leżały na nią niczym szmaty na strachu na wróble. Nihil novi wśród czarownic.
- Jekatierina. - I nagle postać się zamyśliła - No rzeczywiście. Ile mam do cholery lat?
Czarownice spojrzały na siebie i wymieniły między sobą kilka krytycznych uwag.
- Kiedy masz urodziny, chociaż to wiesz? - mruknęła z zrezygnowaniem jedna z nich, najwięcej gadająca, dopóki dziewczyna nie przyszła.
- Hmmm. Masz szczęście. Jeszcze wiem. Gdzieś pod koniec grudnia. Dwudziesty ósmy.
- Którego roku?
- Każdego.
- A-ale nie o to chodzi! - odparła zdziwiona czarownica. Jej zielone oczy surowo patrzyły na spokojną postać. Potrząsnęła głową z wyraźnym niezadowoleniem, podczas gdy dziewczyna w kącie cicho parsknęła, bardziej z rozbawienia.
- No dobrze, no dobrze. 192... Któryś. 1928? 1925? Jeden pies. Naprawdę.
- A nazwisko? - wtrąciła się ta z czapką. Wyglądała na naprawdę zirytowaną. Wściekle wpatrywała się w Jekatierinę.
- Dedov. Uprzedzam następne pytanie. Nie Rosja czy Ukraina. Mołdawia. A konkretniej Kiszyniów. - mruknęła, wzdychając. Kolejna nudna rozmowa, same suche fakty. Ileż można. Zaraz w myślach obliczyła, ile ma mniej więcej lat. 80? Jak by to jej świętej pamięci ciotka powiedziała? "No cóż Kat, latka lecą ale i tak tego nie odczujesz, zobaczysz". Jeszcze lepiej, gdyż ciotka śmiertelniczką była i teraz gryzie ziemię. Ironiczne trochę.
- Doskonale.- Czarownice wstały by wyjść. Jakoś nieswojo się czuły w obecności tej dziewki.Jedna z nich, ta typowa milutka czarownica z wyglądu, odwróciła się nagle do Jekatieriny.
- A co z stadem? Jesteś od urodzenia?
- Nie, nie. Nie mam stada, jestem mutancikiem, który nie odczuwa żadnej przynależności do jakiegoś stadka. Za bardzo lubię indywidualizm. Poniekąd lubię Kierkegaarda. No i jakiś kretyn mnie ugryzł. Też gryzie piach. No już, idź - Odparła spokojnie, głębokim głosem, choć nieco absurdalnie. Czarownica zmarszczyła brwi i uciekła do swoich towarzyszek na ulicy.
Panna Dedov zamówiła tonik i patrzyła przez okno na skrzyżowanie. Napadły ją melancholijne myśli. No i zastanowiła się nad tym, czy właściwie to dobrze, czy idzie tam. Jak na tyle latek to dalej była lekkomyślna. Wciąż trzymała ten beznadziejny dziennik, z jej własną krwią i demonów. Ciągle starała się trzymać wspomnienia w jednym kawałku, za dużo rzeczy zapominała.
"Raz kozie śmierć".
- Doskonale.- Czarownice wstały by wyjść. Jakoś nieswojo się czuły w obecności tej dziewki.Jedna z nich, ta typowa milutka czarownica z wyglądu, odwróciła się nagle do Jekatieriny.
- A co z stadem? Jesteś od urodzenia?
- Nie, nie. Nie mam stada, jestem mutancikiem, który nie odczuwa żadnej przynależności do jakiegoś stadka. Za bardzo lubię indywidualizm. Poniekąd lubię Kierkegaarda. No i jakiś kretyn mnie ugryzł. Też gryzie piach. No już, idź - Odparła spokojnie, głębokim głosem, choć nieco absurdalnie. Czarownica zmarszczyła brwi i uciekła do swoich towarzyszek na ulicy.
Panna Dedov zamówiła tonik i patrzyła przez okno na skrzyżowanie. Napadły ją melancholijne myśli. No i zastanowiła się nad tym, czy właściwie to dobrze, czy idzie tam. Jak na tyle latek to dalej była lekkomyślna. Wciąż trzymała ten beznadziejny dziennik, z jej własną krwią i demonów. Ciągle starała się trzymać wspomnienia w jednym kawałku, za dużo rzeczy zapominała.
"Raz kozie śmierć".
|Jekatierina Dedov - wilkołak z przypadku - filozofia wszędzie - Mimo wszystko słuch ważniejszy, oczy zawodzą - Mołdawio, spadaj. nie chcę być twoim dzieckiem - Nie wkurzam się tak łatwo - Gdzie ja mieszkam? - W dwudziestoletnim ciele - Bóg w urojeniach ludzi, kosmos nade mną - Łapki precz, wolę cycki, dziecino - Slang wszędzie -|
----------------------------------------------------------------
No to co? Wraz z tą oto panienką zaczynam przygodę tutaj. Kartę pisałam w niezwykłym napadzie weny spowodowanej pysznymi knedlami. W razie czego może wydawać się dziwna itd. Niezbyt się orientuję tutaj, ale pewna panienka za to odpowiada, więc teoretycznie nie mam się o co bać ^.^ Wizerunku użycza Kaya Scodelario, cytat w tytule z piosenki Rojka. Zapraszam do wątków. Akceptuję te szalone, zabawne, tragiczne - Jednym słowem wszystko! ^.^
No to co? Wraz z tą oto panienką zaczynam przygodę tutaj. Kartę pisałam w niezwykłym napadzie weny spowodowanej pysznymi knedlami. W razie czego może wydawać się dziwna itd. Niezbyt się orientuję tutaj, ale pewna panienka za to odpowiada, więc teoretycznie nie mam się o co bać ^.^ Wizerunku użycza Kaya Scodelario, cytat w tytule z piosenki Rojka. Zapraszam do wątków. Akceptuję te szalone, zabawne, tragiczne - Jednym słowem wszystko! ^.^
[Tak, tak lisku moja wiem xD pfuu powinnam teraz mowic wilczku xD]
OdpowiedzUsuńCo za noc! Ledwo sie uwinęła z jedna hordom demonow w parku a juz je wyczuła w centrum handlowym. Tutaj wykwitł na jej ustach ironiczny usmieszek. Cudny obrazek prawda? Demon idacy na zakupy. Az to smiechu warte.
Popatrzyła jak ja otaczaja, nim zrobila obrot i sciela kila glow dluzszym mieczem. Potem zajęła sie niedobitkami az w koncu została sama na placu boju niewidzialna dla Przyziemnych. Runy niewidzialnosci dobrze chroniły. Podeszła do ławeczki i tam klepnęła wyciagajac zza pazuchy stele.
Ta runda troche nadszarpnęła jej sily. Cóz... u kazdego jest jakis limit. sciagnela do polowy ramienia rekawiczke i w wolnym miejscu obrysowala rune. Dopiero jak to skonczyła ruszyła tylek by sie skierowac do akademika.
Była w polowie drogi, gdy ktos ja zaczepil. Błyskawicznie zrobila obrot i wyciagnela sztylet w obronie odskakujac kilka krokow w tył by zwiekszyc dystans.
- nigdy wiecej nie zachodz mnie od tylu! - warknęła - masz szczescie, ze bylam w ubraniu, bo bys padła jak snieta ryba.
Nie schowala sztyletu lecz tylko opuscila reka do kolan. Druga sciagnela z siebie kaptur i sciagnela suwak do konca by odpiac.
OdpowiedzUsuń- pytania.. tyle ich jest a czasem brak odpowiedzi - odpowiedziała enigmatycznie - nie wiem, bo cie nie widze. Wszystko jednak mozliwe. Troche ludu spotkałam, ciebie tez moglam...? - zamyslila sie - hmm a ktos ty??
Dzieki za herbatke. W tej chwili to padam z nog i marzy mi sie lozko a cos czuje ze dlugo nie pospie..
[ No nareszcie mogę Cię powitać tak oficjalnie w Instytucie! Karta długo przeze mnie oczekiwana w końcu została opublikowana. Bardzo mi się podoba, kawał dobrej roboty. Nagroda się za to należy. Pani ze zdjęć piękna *.* Uwielbiam Kayę. W zasadzie bardziej jej urodę, bo nie oglądałam z nią żadnego filmu i serialu. Kiedyś ponadrabiam. Twój pokój mieści się na piętrze czwartym i ma numerek siedem. Spróbuj mi tylko odejść z bloga, to wtedy czeka Cię spotkanie z potworem z mojej szafy oraz moim alter ego, a ono nie jest milusie i urocze jak ja… Życzę wielu ciekawych wątków. Mówiłam już jak ogromnie się cieszę, że jesteś? <3 ]
OdpowiedzUsuńMarco
[Zgadzam się z tą wyżej! Witamy na pokładzie ;) <3]
UsuńBastian
- to zalezy jakiez to sie jeszcze pytanie zadaje - zawazyła chowajac w koncu bron do pochwy przypietej przy lydce. Potem zdjęła z siebie plaszcz i przewiesiła miedzy ramię. Miała na sobie standardowy stroj Nocnego Łowcy, tyle, ze była w pelni ubrana. Zadnego krótkiego rekawka ani cos w tym guscie. Nie nawiedziła lata. Upał był nie do zniesienia, jednak nie mogła chodzic na podkoszulku. Przypadkowe dotknieciemoze w najlepszym razie spowodować omdlenia w najgorszym smierc.
OdpowiedzUsuńByła głupia, ze wtedy nie zauwazyła, ze cos nie gra. A teraz przyszlo jej to placić.
- 1940? hmmm moze... chyba bylam wtedy w jakims miasteczku, gdzie rozpanoszyły sie demony. Az dziwne, ze tyle tam było w jednym miejscu - zauwazyła - nie, nie widze, jednak reszte zmyslow mam dobre - wyjela z kieszeni zlozona w pol laske i ja rozlozyła. Dopiero wtedy udała sie do kuchni po butelke wody. A moze sie jeszcze skusi na kawe?! Zobaczy sie jeszcze..
- mozliwe - burknęła mimochodem, tlumiac ziewanie.
OdpowiedzUsuńSzła za nią co ja trochę irytowało. Była serio padnieta po walkach a tu jak widziała miala nastepna. Tym razem z uzeraniem sie z wilkiem. Nie przypominala sobie by byly takie upierdliwe jak ta. Obrzucała ja pytaniami jakby sie palilo i walilo.
Ignorowala ja az doszla do kuchni.
- zawsze zadajesz tyle pytan na raz? - zapytała w koncu odkrecajac butelke z woda i usiadła z nia na stolku. - Elena - dodała - przyzwyczailam sie do ciepla tak jak i chlodu.